Tajlandia w liczbach:
- 13 dni podróży
- 9 wysp
- 5 świątyń
- 8 plaż
- 3 wycieczki ze snorklingiem
- 5 hoteli
- 1 wschód słońca
- 10 Pad Thai
- 4 roti z bananem
- 16 smoothie owocowych
- 4 lokalizacje (Bangkok, Phuket, Koh Samui, Krabi)
- 11 rodzajów transportu (tuk-tuk, taxi, prom, speed boat, long boat, Grab, Bolt, rowery, skutery, samolot, pociąg)
- 3 skutery
- 14 marketów i 3 restauracje
- 6 masaży tajskich
- nieskończona ilość życzliwych tajów

Pierwsze wrażenia z Bangkoku
Nasz lot z Warszawy do stolicy Tajlandii trwał 14 godzin. Wylecieliśmy 23 lutego 2024 roku o godzinie 13.00. Przesiadaliśmy się w Pekinie i tak oto Bangkok przywitaliśmy o godzinie 1:00 nad ranem 25 lutego na lotnisku Suvarnabhumi (BKK).
Pierwszym punktem na naszej liście było załatwienie wizy. Polski turysta otrzymuje taką wizę bezpłatnie na lotnisku na 30 dni (przedłużenie jest już płatne, więcej znajdziecie tutaj.
Z Polski zabraliśmy dolary i część z nich wymieniliśmy jeszcze na lotnisku na lokalną walutę – tajskie baty (TBH). Gdy mieliśmy już pieniądze, poszliśmy po taksówkę, bo o 1:00 nad ranem, tylko one jeszcze kursują. Warto było być czujnym, bo kierowcy mają zasłonięte taksometry i po podwiezieniu na miejscu podają absurdalną cenę, a że taksometr był zasłonięty wówczas nic nie można zrobić. Dlatego zawsze przed wyjazdem zapytaj o cenę. Tak więc na lotnisku zapytaliśmy o cenę podwiezienia do centrum popularnego Khaosan Road w Bangkoku. Kierowca wycenił przejazd na 600TBH/65,28PLN, co wydawało się rozsądną ceną za podróż około 38 km. Zgodnie z Google Maps, podróż miała zająć 45 minut, ale nasz kierowca pokonał trasę w zaledwie 25 minut! Płatność jest oczywiście gotówką.
Nocleg zarezerwowaliśmy przez Agodę w okolicach najpopularniejszej w Bangkoku Khaosan Road. Po zostawieniu bagażu w hostelu udaliśmy się na wspomnianą ulicę, aby zjeść pierwszy tajski posiłek. Mimo, że dotarliśmy tam o 3 nad ranem na ulicy były dosłownie tłumy. Muzyka w klubach zagłuszała się nawzajem. Z każdej strony atakowano nas propozycjami transportu, jedzenia, alkoholu itd. Przejście ulicą wymaga nie lada cierpliwości. Zdecydowaliśmy się zjeść Pad Thai i wypić smoothie z mango. Jedzenie uliczne w Tajlandii uchodzi za najlepszą kuchnię i w 100% się z tym zgadzamy.
W pobliżu Kaosand Road, znaleźliśmy miejsce noclegowe, które spełniało nasze podstawowe wymagania: miało ciepłą wodę, klimatyzację, moskitierę, lodówkę i telewizor.
Następnego dnia, 26 lutego, wstaliśmy o godzinie 15:00 czyli na Polski czas około 9.00 :). Na początek chcieliśmy odwiedzić Świątynię Szmaragdowego Buddy, ale niestety była już zamknięta, więc postanowiliśmy udać się do Świątyni Wat Pho. Za 300TBH/32,64PLN za osobę weszliśmy na teren świątyni o godzinie 16:00 i spędziliśmy tam około godziny.
Na zakończenie dnia udaliśmy się zjeść Pad Thai za 80TBH/8,70PLN z kurczakiem i 100TBH/10,88PLN z krewetkami w restauracji La Cuisine, ogólnie danie było niezłe, ale na minus oceniliśmy gumowaty makaron.

W poszukiwaniu atrakcji na rowerach
Po intensywnym dniu w Bangkoku, w którym towarzyszyło nam wiele wrażeń i pysznych potraw, postanowiliśmy następnego dnia odkryć uroki historycznego miasta Ayutthaya (80km na północ od centrum Bangkoku).
Noc w Bangkoku była dość krótka, gdyż późno położyliśmy się spać, a budziki ustawiliśmy na wczesną porę, by zdążyć na pociąg do Ayutthai. Mimo zmęczenia, zdołaliśmy zasnąć około 4 nad ranem, ale już o 7:00 musieliśmy być gotowi do drogi. Naszym celem było dotarcie do Ayutthai na czas, by zacząć zwiedzanie już wczesnym rankiem.
Planowaliśmy wyruszyć o 9:30, ale wcześniej chcieliśmy coś zjeść. Niestety, o tej porze przydrożne stragany z jedzeniem jeszcze nie były otwarte, a w restauracji nie mieliśmy ochoty jeść, przekonani, że uliczne jedzenie jest tu najlepszej jakości. Na szybko zdecydowaliśmy się na smażone kurczaki w panierce i ryż w woreczkach. Dwa smażone podudzia i woreczek ryżu kosztowały nas około 55TBH/5,98PLN. Następnie na targu przy stacji metra Wat Mangkon, kupiliśmy smoothie za 30TBH/3,26PLN, by mieć coś na drogę.
Na pociąg który kosztował 15TBH/1,63PLN za osobę nie zdążyliśmy :D, więc złapaliśmy minibusa za 100TBH/10,88PLN od osoby. W końcu, po wielu przygodach, wyruszyliśmy autobusem do Ayutthai. Droga ta była krótsza (50min) niż pociągiem (2h z centrum Bangkoku), ale kierowca minibusa wysadził nas około 6 km od stacji kolejowej Ayutthaya, więc musieliśmy skorzystać z taksówki (Grab) za dodatkowe 110TBH/11,97PLN, żeby tam podjechać.
Po przyjeździe do Ayutthai, na stacji kolejowej wynajęliśmy rowery za 60TBH/6,53PLN na osobę za dzień. Choć rowery były miejskie, to całkiem wygodne. Osobiście uważam że dla osób powyżej 180 cm mogą być nieco za małe. W wypożyczalni dostaliśmy mapkę z zaznaczonymi atrakcjami, głównie świątyniami. W Ayutthai są świetne ścieżki rowerowe oznaczone na zielono, nawet przez ronda można bezpiecznie przejechać rowerem.

Jak jeżdżą tajowie?
Jak wariaci. Czasem mieliśmy wrażenie że żadne zasady tam nie obowiązują. Jednak szybko przyzwyczailiśmy się do ich zasad. Skutery mkną między autami i nikt nie ma nic przeciwko. Rower czy skuter są traktowane na równi z autami. Nikt się nie denerwuje i nie trąbi bez powodu.
Wracając do opowieści: Najpierw udaliśmy się do ruin świątyń, gdzie za bilet wstępu zapłaciliśmy 50TBH/5,44PLN od osoby. Okazało się, że to prawdziwa masa pozostałości po starożytnych świątyniach, z jednym szczególnym punktem – głową Buddy w drzewie. Mury wokół świątyni miały zaledwie 40 cm wysokości, więc dla mniejszych fanów takich atrakcji polecam po prostu okrążenie obiektu rowerem.
Następnie udaliśmy się do Wat Chaiwatthanaram, po drodze zatrzymując się na pobliskim rynku, by kupić kolejne smoothie i jedzenie.
Gdzie zjeść w Tajlandii?
Celowo nie oznaczamy miejsc gdzie jedliśmy, ponieważ to niemożliwe. Lokalni tajowie przemieszczają się ze swoimi straganami w różne miejsca. Nie sposób trafić dwa razy na tą samą osobę. Szukając miejsc z jedzeniem wpisz w google "market". Większość z nich jest czynnych rano około 9.00 - 13.00 oraz po południu od 18.00.

Jako wielbiciele rowerów byliśmy szczęśliwi przemierzając miasto rowerem. Drogi były dosyć zatłoczone, dlatego pod koniec wycieczki wybraliśmy trasę wzdłuż rzeki, gdzie atmosfera była nieco spokojniejsza.
Podczas naszej wycieczki zobaczyliśmy kilka świątyń, ale nie wszystkie nas zainteresowały. Po prostu nie jesteśmy fanami zabytków, muzeum itp. Niektóre miejsca były też bardzo zatłoczone, co ujmowało uroku. Mimo to, udało nam się spędzić około 5 godzin na rowerach, zwiedzając zabytki i ciesząc się atmosferą miasta.
Po oddaniu rowerów ruszyliśmy na stację kolejową, aby wrócić do Bangkoku pociągiem o 18:48. I tutaj czas się cofnął. Po wejściu do wagonu poczuliśmy jak gdyby świat cofnął się o jakieś 30 lat, gdzie w przepchanych, gorących wagonach ludzie stali ściśnięci. Wiatraki na suficie robiły co mogły, a okna otwarte wpuszczały nieco nowego (przesadą byłoby powiedzieć że świeżego) powietrza.
Następnego dnia, rano wstaliśmy około 8:00 i ruszyliśmy na spacer po Bangkoku, zwiedzając kilka lokalnych targów. Następnie zdecydowaliśmy się na przejazd taksówką, aby dotrzeć na lotnisko Bangkok-Don Muang (DMK), skąd mieliśmy lot do Phuket o 16:50. Procedury odprawy były dość szybkie w porównaniu z innymi lotniskami, na których byliśmy wcześniej.
Około 18:35 dotarliśmy na Phuket, gdzie mieliśmy do wyboru taxi do Phuket Town za 600TBH/65,28PLN lub autobus za 100TBH/10,88PLN, który odjeżdżał co godzinę. Nam udało się załapać na taxi wraz z inną dziewczyną dzięki czemu koszty taxi podzieliliśmy na 3 osoby.
W Phuket Town dotarliśmy około 20:25, ale byliśmy zaskoczeni pustką ulic, mimo że to był szczyt sezonu. Po zameldowaniu ruszyliśmy w poszukiwaniu jedzenia i okazało się trudne. Większość restauracji była zamknięta, nie widzieliśmy też otwartych marketów. Na szczęście znaleźliśmy Talad Kaset Night Market, który jeszcze działał.
Wyprawa Skuterem po Phuket: Odkrywanie Piękna Tajlandii
Wypożyczenie skutera w Tajlandii: koszt wypożyczenia zaczyna się od 150 THB za dobę w zależności od mocy silnika. Do wypożyczenia zarówno skutera jak i motoru potrzebujesz minimalnie paszport + prawo jazdy. Jeśli nie masz międzynarodowego prawa jazdy kat. 'A' wówczas nie zalecam takiej praktyki. W razie wypadku/stłuczki poniesiesz wszystkie koszty, nie posiadając takiego dokumentu. Często tajowie chcą aby zostawić paszport jako depozyt. Również tego nie zalecamy. Paszport to Twój najważniejszy dokument. Lepiej pozostaw gotówkę (np. dolary albo bahty) lub polski dowód osobisty.
28 lutego to dzień, w którym postanowiliśmy wybrać się na pierwszą wycieczkę po Phuket. Zdecydowaliśmy się wynająć skuter na 3 dni. Kosztował nas 250TBH/27,20PLN za dobę plus kaucja w wysokości 4000TBH/435,20PLN (zostawiliśmy banknot 100USD). Na szczęście wypożyczalni jest tu wiele, więc nie mieliśmy problemu ze znalezieniem odpowiedniego pojazdu.

Phuket to doskonałe miejsce do podróżowania skuterem, chociaż miejscowi kierowcy potrafią jeździć jak wariaci! Skutery śmigają pomiędzy samochodami, by jako pierwsi ruszyć, gdy tylko zapali się zielone światło. Jednakże, co zaskakujące, kierowcy samochodów akceptują to zachowanie, nie trąbiąc ani nie wywołując chaosu na drogach. Dzięki temu jazda skuterem na Phuket nie jest tak stresująca, jak mogłoby się wydawać.

Phuket Town to bardzo urokliwe miasteczko.

Naszym pierwszym celem była plaża Ra Wai Beach. Była ładna i niezatłoczona, co było dla nas miłym zaskoczeniem. Następnie udaliśmy się na punkt widokowy Phra Phrom Square, a potem na plażę Yanui, również niewielką i przyjemną, z mnóstwem budek z jedzeniem. Spędziliśmy tam godzinę i ruszyliśmy dalej.

Kolejnym przystankiem była plaża Nai Harn Beach. Z licznymi leżakami wydawała się bardziej komercyjna i zatłoczona.
Następny przystanek to Kata Beach, idealna dla tych, którzy lubią miejsca bardziej turystyczne i imprezowe. Jest tu lepsza infrastruktura w postaci licznych sklepów, restauracji, barów czy wypożyczalni skuterów wodnych itd.
Tutaj na Kata Beach zobaczyliśmy przepiękny zachód słońca.

Jeśli lubisz spokojniejsze miejsce wybierz Phuket Town, jeśli wolisz miejsca bardziej turystyczne, plaże, imprezy wybierz zachodnią część prowincji Phuket.
29 lutego postanowiliśmy zrobić coś nieco innego i wykupiliśmy wycieczkę całodniową na Koh Phi Phi + Khai Nai Island wraz z odwiedzeniem kilku zatoczek (m.in Maya Bay) i snorklingiem (pływaniem z rurką po rafach koralowych). Według ulotek lokalnych biur podróży, taka wycieczka „speed boatem” (czyli szybką łodzią) to koszt to około 3000-4000TBH/326,40-435,20PLN na osobę, ale rezerwując w recepcji naszego hostelu otrzymaliśmy „specjalną cenę” 3400TBH/369,92PLN za dwie osoby.
Eksploracja Tajlandii: nurkowanie, zwiedzanie i masaże
Jeśli ktoś nigdy nie płynął szybką motorówką, warto zabrać ze sobą tabletkę na chorobę lokomocyjną. Na szczęście firma, z którą wybraliśmy się na wycieczkę, zapewniła nam te tabletki. Podczas pływania szybką motorówką najlepiej usiąść na końcu łodzi (blisko silników) i skierować wzrok w dal, w odległy punkt, co pomaga uniknąć mdłości.
Wycieczka, którą wybraliśmy, zapewniała darmowy obiad oraz napoje podczas podróży, a także transfer z i do hotelu minibusem dla tych, którzy mieszkali w Phuket Town. Dodatkowo istniała możliwość wykupienia dodatkowych opcji, takich jak pływanie drewnianą łodzią (tzw. long boat).
Wycieczka trwała od godziny 8:00 do 17:30. Gogle do nurkowania są zapewniane podczas wycieczki, ale tylko na 1 godzinę. Warto zabrać ze sobą własny sprzęt do nurkowania oraz buty do wody, aby móc cieszyć się pełnią atrakcji.


Odwiedziliśmy też miejsce absolutnie przepiękne jakim jest Maya Bay.

Magnes własnoręcznie robiony w Sitao
Następnego dnia, 1 marca, rano udaliśmy się do kawiarni Sitao, aby pomalować magnes za 100TBH/10,88PLN oraz delektować się pyszną kawą. Jest to świetne miejsce, gdzie masz możliwość pomalowania kubków z gliny, porcelany lub ulepienia czegoś własnoręcznie z gliny. Świetna zabawa i ogromna satysfakcja z własnoręcznie zrobionej pamiątki 🙂

Oboje jesteśmy beztalenciem malowniczym, a takie oto dzieło magnesowe nam wyszło 😀

Później udaliśmy się skuterem podziwiać pomnik Big Buddy.

INFO dla Pań! Udając się do świątyni, pod pomnik lub jakiegokolwiek obiektu związanego z religią weź ze sobą chustę lub odzież która pozwoli Ci okryć nogi i ramiona - inaczej nie zostaniesz wpuszczona.
2 marca spędziliśmy dzień na przemieszczaniu się z Krabi do Koh Samui. Najpierw autobusem, następnie promem (koszt transportu wyniósł 650TBH/70,72PLN za osobę). Bezpośrednio przy porcie wypożyczyliśmy skuter za 750TBH/81,60PLN na 3 dni. Zostawiliśmy plecaki w hostelu i od razu ruszyliśmy podziwiać tutejszą naturę. Po całym wyjeździe zgodnie stwierdziliśmy, że są to najpiękniejsze plaże jakie widzieliśmy.

Pora na masaż
Zdecydowaliśmy się również na relaksacyjny masaż. Poprosiliśmy o dwa masaże pleców po 300TBH/32,64PLN za osobę. Jidapa health massage było polecone na Google Maps, więc postanowiliśmy skorzystać. Niestety panie masujące w większości, nie mówią dobrze po angielsku, mimo to często kiwają głową, uśmiechają się i starają się być pomocne. Zostaliśmy zabrani do pokoju po czym masażystka dała mi do powąchania dwa olejki sugerując żebym wybrała jeden z nich. Trochę zdezorientowana na migi starałam się pokazać że oba są w porządku, żaden nie wyróżniał się niczym specjalnym. Do masażu należy rozebrać się od pasa w górę. Mój masaż to w 95 % głaskanie, a szczerze liczyłam na prawdziwy tajskiej masaż w Tajlandii. Dodatkowo, w trakcie, panie rozsunęły zasłonę pomiędzy mną a klientem obok, przez co doszło do krępującej dla mnie sytuacji. Niezbyt zadowolona i wymasowana wyszłam z salonu po czym okazało się ze masaż kosztuje 400TBH/43,52PLN za osobę, ponieważ WYBRAŁAM???? masaż z olejkiem, a to dodatkowo kosztuje. Poczułam się naciągnięta.
Dzień na Koh Samui
3 marca, jak zwykle, rozpoczęliśmy dzień od tajskiego śniadania – dzisiaj wybraliśmy Chicken Cashew. To było coś niesamowitego – smaczne, świeże, aromatyczne, z parującym jeszcze ryżem.

Cały dzień spędziliśmy na okrążaniu wyspy, odwiedzając różne atrakcje, świątynie, plaże i przyswajając piękno Tajlandii. Pokochaliśmy to uczucie, gdzie pakujesz krem z filtrem, trochę pieniędzy i ruszasz przed siebie podziwiać piękno wyspy. Byliśmy już totalnie zarażeni pozytywną energią, spokojem, zostawiliśmy miejską pogoń już dawno za sobą. Jechaliśmy wybrzeżem, podczas słonecznego, a właściwie upalnego dnia. Chłonęliśmy widoki, pijąc koktajle i zatrzymując się, gdzie tylko mieliśmy na to ochotę. To było niesamowite uczucie, kiedy życie staje się takie proste i spokojne.


Grandfather and Grandmother Rocks

4 marca po pysznym śniadaniu postanowiliśmy wykupić kolejną wycieczkę – snorkeling przypadł nam do gustu. Zdecydowaliśmy się na wycieczkę jednego z biur, a na dzień dobry otrzymaliśmy ogromną zniżkę z 3400THB/369,92PLN na 1900TBH/206,72PLN! Wybraliśmy wycieczkę do parku Ang Thong National Marine Park, która obejmowała przewóz łodzią motorową, snorkling, obiad, wizytę na punkcie widokowym i kajaki. Dodatkowo odbiór z hotelu i wieczorne odwiezienie było wliczone w cenę.




Wieczorem oczywiście nie mogło zabraknąć wizyty w Markecie 🙂

Upolowaliśmy też malutkie banany po 25TBH/2,72PLN za całą kiść.

5 marca pożegnaliśmy Koh Samui na cudownej plaży.

Prom i bus, żeby przetrasportować się z Koh Samui do Krabi, wykupiliśmy od firmy Phantip używając serwisu 12go.asia

Eksploracja Egzotycznych Wysp: Nurkowanie w święcącym planktonie i Wycieczka po 7 Wyspach
6 marca na Krabi wypożyczyliśmy skuter i rozpoczęliśmy zwiedzanie. Ruszyliśmy na plażę Ao Nang.


Na Ao Nang wybraliśmy się na przyjemny, kilkunasto minutowy trekking Monkey Trail wśród małp – kierujący prosto na plażę Pai Plong Beach



Udaliśmy się także podziwiać widoki z restauracji położonej na wzniesieniu – Dragon View Bar & Restaurant. My niestety przyjechaliśmy w momencie małego zachmurzenia, ale dla miejscowych jest to ponoć mile odwiedzane miejsce.

A tuż po zachodzie słońca na plaży Ao Nang trafiliśmy na pokaz sztucznych ogni, który odbywa się codziennie o 19.00.

Oraz sticky rice na kolację za 60 THB, który bardzo polecamy.

I chicken caschew za 120 THB.

7 marca rano wybieramy się na śniadanie po drodze obserwując lokalną atrakcję – zwierzęta morskie ze stali.

Wykupiliśmy wieczorną wycieczkę – 7 wysp, która obejmowała snorkling w planktonie po zmroku. Tym razem wybraliśmy się long boatem (czyli długą nieco wolniejszą drewnianą łodzią), ponieważ wyspy są w niedużej odległości od siebie więc prędkość nie miała znaczenia. Wycieczkę wykupiliśmy w hostelu w którym spaliśmy, również otrzymując zniżkę z 1900 THB na osobę na 1100 THB.


Wycieczka zawierała także odbiór i dowóz pod hotel minibusem. Podczas pierwszego snorklingu spotkaliśmy się niestety z dużą ilością małych meduz, co skutkowało lekkimi poparzeniami skóry i trochę nas zniechęciło. Niemniej jednak, drugie nurkowanie (blisko Chicken Rock) były już bez meduz i mogliśmy cieszyć się podwodnymi widokami.
W trakcie wycieczki mieliśmy okazję zwiedzić różne wyspy, czasem wyskakując na brzeg, czasem tylko podziwiając je z daleka i robiąc zdjęcia. Wizyta na Ko Poda Beach była nieco rozczarowująca z powodu komercjalizacji i wysokich cen. Na koniec, już po zmroku mieliśmy okazję zanurzyć się w magicznym bioluminescencyjnym planktonie.

Mieliśmy także okazję przejść się z wyspy … na drugą wyspę. O tej porze roku pomiędzy wyspą Tub Islands i Ko Thap poziom wody sięga do pasa, a prąd jest na tyle stabilny że można przejść na drugą wyspę.

A nie było to łatwe zadanie przy ogromnej ilości sporych rozmiarów meduz.

Kolację zjedliśmy na Railey Beach zapewnioną przez organizatorów wycieczki. Niestety ta lokalizacja także jest mocno skomercjalizowana, a ceny sporo wyższe niż w pozostałej części Tajlandii.

Było przepięknie. Po intensywnym dniu wróciliśmy do hotelu o godzinie 21.
Ostatni posiłek i lecimy do Malezji.

8 marca mieliśmy lot AirAsia o 8.00 rano z Krabi do Kuala Lumpur, zamykając tym samym naszą niezapomnianą podróż po Tajlandii.
Malezja w skrócie
W Malezji wylądowaliśmy w Kuala Lumpur. Mieście bardzo zatłoczonym. Tu już nie mieliśmy do wyboru ogromnej ilości budek z jedzeniem.
Kolejnego dnia udaliśmy się do George Town (aka Penang) – miasteczka ładnego aczkolwiek dla osób takich jak my wystarczyłby 1 dzień na zwiedzanie. Przepiękne murale, przepiękna architektura, markety ze zróżnicowaną kuchnią: malezyjską, tajską, koreańską, hinduską itp.
Następnie udaliśmy się do Cameron Highlands (miejscowość Tanah Rata) zwiedzać plantacje herbaty. Pojechalismy tam autobusem z dworca Penang Komtar. Bilety kupiliśmy online na stronie 12go.asia.
Bo dotarciu do Tanah Rata wybraliśmy się na pobliską plantację herbaty Bharat na piechotę. Wieczorem pożyczyliśmy skuter, żeby następnego dnia skoczyć na kolejną plantację.
Na plantację BOH wybraliśmy się na wschód słońca – i naprawdę polecamy.
W Cameron Highlands panują bardziej europejskie temperatury: około 26 stopni w dzień, 17 stopni w nocy. Przydadzą się cieplejsze ubrania. Z racji klimatu hoduje się wiele typowo europejskich warzyw takich jak: rzepa, szczypior, cebula, cukinia, bakłażan itp. W weekendy miasteczko jest bardzo zatłoczone ze względu na przyjezdnych na zakupy i zwiedzanie malezyjczyków z innych regionów, dla których widok ten jest ogromną atrakcją.
Wybraliśmy się tu też na jedną z kilku tras trekkingowych. Weszliśmy trasą 6, zeszliśmy 10 aż do plantacji herbaty Cameron Valley, a stamtąd stopem do Cameron Highlands. Początek jest trochę zniechęcający, ponieważ przez rozbudowę miasteczka ciężko znaleźć wejście na trasę, a już jak ją znajdziemy to początek jest stromy. Dalsza część trasy nie należy do trudnych, przewyższenie wynosi 200 m na 1 km trasy, jednak ze względu na popularność trasy często piaskowe podłoże jest mocno wyślizgane, co sprawia trudność nawet przy suchym lądzie.
Z Cameron Highlands wróciliśmy do Kuala Lumpur, następnie do Bangkoku na 1 dzień żeby się wygrzać :). Wieczorem lot do Pekinu i stąd już prosto do Warszawy gdzie przywitały nas niska temperatura i opady śniegu.
Dodaj komentarz